U FLISAKÓW, KTÓRZY DREWNO Z PUSZCZY SPŁAWIALI DO GDAŃSKA

U FLISAKÓW, KTÓRZY DREWNO Z PUSZCZY SPŁAWIALI DO GDAŃSKA

Odkąd zawód flisaka wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, Podkarpacie ma powody do radości. To właśnie tu, w Ulanowie zwanym flisacką stolicą, dla zachowania tradycji liczącej ponad 400 lat zrobiono najwięcej. Potomkowie retmanów do dziś są gotowi zbić 100-metrową tratwę i wyruszyć nią do Gdańska. Turystów zabierają na krótsze wyprawy po Sanie okraszone flisackim borszczem, kuglami z ryb i opowieścią.

Flis drewna do Gdańska ma kilkusetletnią tradycję, a flisacy z podkarpackiego Ulanowa są nieodłączną częścią tej historii. Niewątpliwym bogactwem Puszczy Sandomierskiej było drewno, tutaj powszechnie obecne i dostępne. Ono było towarem numer jeden w wymianie handlowej z resztą świata. To właśnie w tych okolicznościach zrodziła się potrzeba spławiania dębów i sosen oraz innych produktów wytwarzanych w widłach Wisły i Sanu do portu nad Bałtykiem. Tak zrodziła się jedna z najpopularniejszych profesji regionu lasowiackiego – flisactwo. Miasto położone nad ujściem Tanwi do Sanu stanowiło ważne centrum handlu i transportu wodnego. Wodna droga prowadziła Sanem i Wisłą, przez Warszawę nad morze. Z tego powodu Ulanów nazywano nawet „Galicyjskim Gdańskiem”, „gdzie też i najwięcej galarów do spławiania zboża i innych ziemiopłodów się buduje”. W 1730 roku założono tu Bractwo św. Barbary, z którego wykształcił się Cech Retmański i Sternicki. Funkcjonowało ono do 1939 roku. Do niego też nawiązuje współczesne Bractwo Flisackie pod wezwaniem św. Barbary w Ulanowie. Założyli je w 1991 roku potomkowie retmanów, bo tak nazywano dowodzących spływem starszych flisaków, by przypomnieć tradycje.

Po wojnie ostatni spływ zarobkowy do Gdańska odbył się w 1962 roku, ale później odbywały się jeszcze flisy z Bieszczad do tartaków w Rozwadowie i Nisku. Flisacy z Ulanowa pokonywali takie krótkie odcinki z drzewem jeszcze do lat 70. XX wieku, do czasu, kiedy wybudowano kolej z Przeworska do Rozwadowa i ona zastąpiła transport rzeczny.

– Jestem z rodziny kowali i stolarzy, ale u mnie w sercu flis był zawsze. I szacunek dla tych ludzi – mówi retman Zdzisław Nikolas z Ulanowa. Był młodzieniaszkiem, kiedy podczas jakiegoś ulanowskiego święta starzy flisacy zabrali go na tratwę i pokazali trochę swojego rzemiosła. – Podobało mi się. Jak oni pięknie opowiadali o swoich wyprawach. Taki flisak, który pierwszy raz płynął do Gdańska, nazywany był frycem. Pod Osią Górą pod Grudziądzem chrzczono go na flisaka. Musiał wymienić wszystkie miasta, jakie ich jeszcze dzieliły od Gdańska. Przeważnie nie wiedział, więc dostawał lanie wiosłem.

To Zdzisław Nikolas wspólnie z Andrzejem Pityńskim (znanym rzeźbiarzem), Tadeuszem Kopcem, Zenonem Dąbkiem i innymi ulanowianami reaktywowali Bractwo. – Wiele nauczyliśmy się wtedy od żyjących jeszcze retmanów. Flisackie rzemiosło wymaga wiedzy. Tradycyjna tratwa składała się z siedmiu pasów, a jeden pas miał dwanaście sztuk drzewa, a więc razem około stu kłód długich na 20 metrów. Szerokość tratwy wynosiła 16-20 metrów. Trzeba było nią sprawnie sterować, płynąc 5-6 km na godzinę. Transportowano nie tylko drzewo, ale także zboże, węgiel drzewny – opisuje retman Nikolas i dodaje, że jak odnotowano w kronikach, flisacy z Ulanowa to z Puszczy Sandomierskiej transportowali nawet zasoloną w beczkach dziczyznę dla wojska zgromadzonego pod Grunwaldem.

Reaktywowane w 1991 roku Bractwo Flisackie w Ulanowie już dwa lata później wyruszyło śladem dawnych flisów do Gdańska. – Zbudowaliśmy tratwę i popłynęliśmy – mówi Zdzisław Nikolas, wspominając, jak ubiegali się o pozwolenie na tę wyprawę w urzędzie żeglugi śródlądowej. Wyprawa się udała i w ten sposób flisacy przypieczętowali powrót swojego cechu do Ulanowa.

– Do Bractwa należą osoby, w których flisackie tradycje są przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale także pasjonaci, którzy chcą je po prostu kultywować – mówi Kamil Chmielowski, cechmistrz Bractwa Flisackiego. – Mój tato, Roman Chmielowski, zaczął pływać w latach 90-tych. Później zaczął mnie zabierać na spływy i włączać do działalności Bractwa, do którego w 2006 roku i ja się zapisałem. Nasze główne działania opierają się na podtrzymywaniu tradycji flisackich. Pływamy na tradycyjnej, 100-metrowej tratwie, takiej, jaka była spławiana do lat 60-tych, a później została wyparta przez kolej. Robimy ją tak samo jak nasi przodkowie. Zależy nam na odtwarzaniu flisu i to główna atrakcją, którą się chwalimy. Wykonujemy również spływy galarami, tradycyjnymi łodziami rzecznymi, krypami, a także… zapraszamy na wystrzały z beczki wiwatówki, które również związane są z tradycją i historią flisactwa w Ulanowie. Wykonywano je m.in. 4 grudnia, w obchody św. Barbary, patronki flisaków. Zachowujemy flisackie stroje, dbamy o przetrwanie flisackiej gwary i obrzędów. Na tym się skupiamy, prowadząc dodatkowo działalność turystyczną i sportową. Organizujemy spotkania z flisakami i nakręciliśmy też o flisakach film.

Bractwu najbardziej zależy na tym, aby spływ tratwą i tradycyjnymi łodziami nie zaginął. Cyklicznie prowadzi spławy na Sanie na trasie Jarosław-Ulanów. Organizuje spływy także na innych odcinkach Sanu oraz Wisłą, Odrą i Wartą. Wyprawia się także do Gdańska, a więc w trasę licząca 726 km. Wtedy flisacy przez miesiąc żyją i mieszkają na tratwie.

W 2014 roku tradycje flisackie w Ulanowie znalazły się jako jedne z pierwszych na krajowej liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Ale największym wyróżnieniem było wpisanie w grudniu 2022 roku Tradycji Flisackich na listę światowego Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Bractwo Flisackie z Ulanowa było liderem i inicjatorem tego projektu, w którym uczestniczyło pięć europejskich krajów. A w tych wysiłkach mocno je wspierał Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego w Rzeszowie.

– Udokumentowaliśmy ponad 400 lat tradycji i jej ciągłość. Spływy tratwą wprawdzie przez kilkadziesiąt lat od czasów wojny nie odbywały się, ale flisactwo funkcjonowało – wciąż wykonywano nowe łódki, galary, wyplatanie sieci – podkreśla Kamil Chmielowski.

Organizowane przez nich spływy galarami przyciągają turystów. Ci, którzy Bractwo wyszukali i już raz popłynęli z ulanowskimi flisakami, wracają w kolejnych latach.

– Na rzece mogą nacieszyć się przyrodą, a po spływie organizujemy tańce i ognisko, na którym jest i flisacka kuchnia. W menu m.in.: chleb flisacki, smalec ze skwarkami, borszcz flisacki i kugle rybne. Dania, które jadano na spływie flisackim. Na wszystkich naszych czterech łódkach, na które zabieramy po 12 osób, razem mieści się 48 osób i tyle możemy zabrać równocześnie na spływ. Zazwyczaj proponujemy trasę 1-2-godzinną. W górę rzeki, później spływamy tam, gdzie Tanew wpada do Sanu i wracamy do portu – opisuje Kamil Chmielowski.

Od święta flisacy ulanowscy zakładają tradycyjne stroje mieszczańskie, szlacheckie, a na spływ proste, letnie koszule i kapelusze. Stroje są uszyte na wzór obrazu, który wisi w Kościele Flisackim w Ulanowie. Namalowano na nim flisaka, który płynie łódeczką. Ulanowscy wodniacy łodzie, jak to bywało dawniej, wykonują samodzielnie.

– Mamy w Bractwie flisaków, którzy są szkutnikami i wykonują łodzie. Pozyskujemy na to pieniądze z różnych projektów – dodaje cechmistrz. – Ulanów pracuje na to, by być tradycyjną stolicą flisactwa. Wodniacy z całej Polski bardzo nas szanują. To w Ulanowie mamy zwyczaj chrzczenia nowych flisaków i co roku organizujemy ogólnopolski zlot tradycyjnych jednostek pływających.

Alina Bosak

Artykuł po raz pierwszy opublikowany został na biznesistyl.pl

fot. T. Poźniak