MARIA KOZŁOWA. LASOWIACKIE SERCE Z TARNOBRZEGU

MARIA KOZŁOWA. LASOWIACKIE SERCE Z TARNOBRZEGU

Jest ikoną świata Lasowiaków. Na pewno była najwierniejszą popularyzatorką kultury ludu z Puszczy Sandomierskiej. Przesiąkła nią w ukochanym Machowie i poniosła w świat. W 1949 roku w Warszawie Witold Lutosławski nie mógł oderwać oczu od wirujących na scenie lasowiackich tancerzy, a nuty fujarki wplótł w swoją suitę. – Wracamy dziś do Marii Kozłowej – mówią w Tarnobrzegu, gdzie powstał mural z ludową artystką, szykowana jest puszczańska potańcówka, a dzieci czytają legendę o lasowiackim sercu.

Mural znajduje się przy Wisłostradzie na wprost Jeziora Tarnobrzeskiego, gdzie kiedyś leżała wioska Machów. Właśnie w tę stronę patrzy Maria Kozłowa namalowana przez Arkadiusza Andrejkowa. Przewrotny los – kiedyś kopalnia siarki zabrała jej ukochany dom, dziś kopalnia jest w likwidacji, a sławna Lasowiaczka zajęła ścianę jednego z jej budynków. Swojego rodzinnego gniazda nie ocaliła, ale jego dziedzictwo już tak.

Maria Kozłowa zamiłowanie do kultury i sztuki wyniosła z domu. Urodziła się 5 sierpnia 1910 roku w Machowie jako córka Wiktorii z Sawarskich i Wojciecha Wiącka – społecznika, posła do parlamentu w Wiedniu, senatora międzywojennej Polski, publicysty.

– Dziadek także był artystyczną duszą. Pięknie rysował, konie portretował jak Kossak. Natomiast babcia wspaniale haftowała. Szydełkowe wstawki do poszewek, hafty na koszule zamawiały u niej wszystkie machowskie gospodynie. Upiększała także dom na różne sposoby. Nie miała farb, więc wzory malowała na ścianach gliną. Taka atmosfera wypełniała dzieciństwo mojej mamy. Chłonęła ludową sztukę i nią przesiąkła. Od dziecka pisała wiersze, malowała – uśmiecha się Dorota Kozioł, córka Marii Kozłowej. Także artystka – malarka, dziennikarka, pisarka, autorka ponad 50 książek. Zdradza, że jej mama Lasowiaczka marzyła o aktorstwie.

Wojciech Wiącek widział ją jednak w zawodzie nauczycielki. Posłał Marię do prywatnego seminarium nauczycielskiego w Tarnobrzegu. Szkołę ukończyła, ale do matury nie podeszła. – Ze strachu – przyznaje córka. – Ale wiedza jej przekazana zaprocentowała. Zwłaszcza, że w seminarium miała lekcje także z artystami po szkole baletowej, akademii sztuk pięknych. Już jako 13-latka założyła z innymi dziećmi podwórkowy teatr, który po latach przekształcił się w teatr wiejski. Występował on w całej okolicy aż do lat 60. XX wieku, do czasu aż wszyscy mieszkańcy musieli z Machowa wyjechać, ustępując miejsca kopalni siarki.

To w Machowie zaraz po wojnie założyła Zespół Pieśni i Tańca „Lasowiak”, z którym w 1949 roku wystąpiła na I Ogólnopolskim Festiwalu Zespołów Ludowych w Warszawie. – Ach, jak oni tańczyli. Jak na wiejskim weselu. Szaleńczo, żywiołowo jak nikt. Do kapeli, w której na fujarce przygrywał machowski Janko Muzykant – dziadzio Paweł Kalinka. Zasłuchał się i zapatrzył na ten występ Witold Lutosławski i wplótł lasowiackie melodie do swojej „Małej suity” – opowiada Dorota Kozioł.

– Mama ukochany dom i Machów musiała opuścić w 1970 roku, mając już 60 lat. Nie było wyjścia. Za płotem wielka koparka już wybierała ziemię pod kopalnię. Budowano Wisłostradę, a w naszym domu nie było prądu. Wieś zamierała. Dla mamy wyprowadzka była jednak bardzo trudna – wspomina Dorota Kozioł. – W Machowie prowadziła świetlicę i bibliotekę. Organizowała kursy, prelekcje. Uczyła wiejskie dziewczęta malarstwa ludowego i haftu. Odkąd pamiętam, dla mamy to wszystko było ważne. Nie było dnia, żeby do nas ktoś nie przyszedł. Wieczorami dom był pełen ludzi. Odbywały się próby przedstawień. Kobiety robiły wycinanki i kwiaty z bibuły. Bo bibułkowymi kwiatami zdobiło się wtedy święte obrazy i groby na Wszystkich Świętych. Bibułkowy bukiet musiał stać na stole w każdej chałupie. A już przy kotylionach na karnawał to dziewczyny nieraz siedziały do białego rana. Każda chciała mieć najpiękniejszy. Mama nie tylko uczyła je, jak to wszystko wykonać, ale namawiała do udziału w konkursach. Żyła tym wszystkim.

Dlatego, kiedy z Machowa wyprowadziła się do Baranowa Sandomierskiego, a później (w 1980 roku) zamieszkała w Tarnobrzegu, nadal organizowała zespoły, przypominała tradycje, z których wyrosła. W 1976 roku za namową etnografa Józefa Myjaka zorganizowała w Baranowie istniejący do dziś Zespół Obrzędowy „Lasowiaczki”. Napisała dla niego scenariusze opowiadające o magicznych obrzędach w lasowiackiej kulturze – gusłach, zaklęciach, zamawianiu chorób. Zapraszano „Lasowiaczki” z tym przedstawieniem do Warszawy, Krakowa, Kazimierza nad Wisłą, Bukowiny Tatrzańskiej. W zespole u boku Marii rosła kontynuatorka jej dzieła – Anna Rzeszut, nieżyjąca już babcia Hanka.

Obrzędowe „Lasowiaczki” nie były ostatnim przedsięwzięciem Marii Kozłowej. Wkrótce przecież założyła Zespół Pieśni i Tańca „Lasowiacy” w Tarnobrzegu. Współpracowała z tarnobrzeskim domem kultury, wspierała doświadczeniem okoliczne zespoły, m.in. „Cyganianki”. Zapraszano ją do audycji radiowych, z jej udziałem nakręcono kilka filmów dokumentalnych. Odznaczona została Nagrodą im. Oskara Kolberga i Nagrodą im. Franciszka Kotuli.

Przekazując dawne pieśni, „godki”, obrzędy, ocaliła je od zapomnienia. Miała też swój udział w zachowaniu kultury materialnej. W latach pięćdziesiątych Maria Kozłowa wędrowała z Franciszkiem Kotulą po wioskach wokół Tarnobrzegu, pomagając mu szukać tradycyjnych strojów lasowiackich. – Żyły jeszcze babulki, które w wiannej skrzyni trzymały je jak relikwie. Panu Kotuli udało się wtedy wiele takich skarbów znaleźć i kupić do muzeum w Rzeszowie – wspomina córka sławnej Lasowiaczki.

Maria Kozłowa chciała zachować kulturę ludową w jak najwierniejszej formie. Nie chciała jej zmieniać, poprawiać. Była w tym autentyczna, szczera, prawdziwa. – Gdziekolwiek pojawiała się na występach, spotkaniach, ubierała lasowiacki strój. To był jej mundur galowy – mówi córka. Strój mamy przekazała do Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Skromny, z prostym haftem, który Maria Kozłowa kochała. W lasowiackim wzorze często występują igłą malowane liście i kwiaty ruty. Jej bardzo się też podobało serce lasowiackie.

– Mama wypracowała własny wzór serca. Motyw był związany z tradycją. Sercami ozdabiano lasowiackie domy. Wycinano je z tektury, formowano z bibuły, ozdabiano i wieszano na ścianie – opisuje Dorota Kozioł.

Istnieje też legenda o lasowiackim sercu. Według niej córka kowala ofiarowała wykute z żelaza serce ukochanemu, kiedy ten wyjeżdżał na flis zarobić na ich ślub i gospodarstwo. W czasie podróży utonął i flisacy przywieźli jej z powrotem tylko owo serce. Z woli dziewczyny zostało wmurowane w kapliczkę, stając się symbolem wielkiej miłości.

Legendę o lasowiackim sercu można przeczytać w książeczce „Jestem mały Lasowiaczek” wydanej rok temu przez Tarnobrzeski Dom Kultury w ramach Festiwalu Kultury Lasowiackiej. To także wtedy przy tarnobrzeskiej Wisłostradzie powstał mural przedstawiający Marię Kozłową.

– Dziedzictwo lasowiackie jest dla nas bardzo ważne – mówi Renata Domka z Tarnobrzeskiego Domu Kultury, który parę lat temu współtworzył Klaster Lasowiacki, zrzeszający dziś już ponad pięćdziesięciu członków. – W Tarnobrzegu jest wiele organizacji – firm, stowarzyszeń, które w swojej działalności nawiązują do kultury lasowiackiej. Teren dawnego Machowa, jak i okolicznych wiosek Lasowiaków należy dziś do Tarnobrzegu. I chociaż miasto jest kulturowym konglomeratem, który stworzyło tysiące ludzi przybyłych z różnych stron Polski do pracy w kopalni siarki, to lasowiackie tradycje są ważną częścią jego tożsamości. Tu Lasowiacy pielgrzymowali do Matki Boskiej Dzikowskiej, przyjeżdżali na jarmarki i żenili się.

A ponieważ Tarnobrzeg stara się przywracać pamięć o ludziach, którzy tworzyli społeczność i kulturę miasta, chcemy, aby mieszkańcy lepiej poznali także twórczość Marii Kozłowej.

– Zostawiła po sobie bardzo wiele przepięknych wierszy, tekstów, scenariuszy – wymienia Renata Domka. – Chcemy przywrócić im życie. Czytać, przedstawiać. Opowiadaliśmy o Marii Kozłowej w ubiegłym roku nie tylko w trackie Festiwalu Kultury Lasowiackiej, ale także podczas głównego pokazu mody na wydarzeniu Nadwiślański Fashion Week. Akurat wtedy – 5 sierpnia – wypadała rocznica jej urodzin. Lasowiackie dziedzictwo ma w sobie wiele ciekawych aspektów. Możemy się w nim odnaleźć bez względu na to, skąd pochodzimy. Sama jestem Lasowiaczką adoptowaną – uśmiecha się Renata Domka. – Odkąd tu zamieszkałam, zachwyciłam się tą kulturą. Moimi przewodniczkami po niej były panie z Zespołu Obrzędowego „Lasowiaczki” w Baranowie Sandomierskim. To one pierwsze pozwoliły mi założyć lasowiacki strój.

Także i w tym roku Tarnobrzeg zaprasza na Festiwal Kultury Lasowiackiej. To już trzecia edycja tego wydarzenia. 9 lipca na placu Głowackiego odbędzie się potańcówka – w mieście, ale w wiejskim stylu. Zagra na niej lasowiacka kapela Łola. Będzie można posłuchać szalonej lasowiackiej muzyki, która tak zachwyciła Lutosławskiego, i popróbować zabawy na oryginalnej drewnianej podłodze ściągniętej specjalnie na „Tarnobrzeską potańcówkę ze smakiem”. Jak sama nazwa wskazuje będą też lasowiackie smakołyki.

Alina Bosak

Artykuł po raz pierwszy opublikowany na biznesistyl.pl

fot. T. Poźniak