Wiktor Szwanenfeld, zmarły 9 listopada 2024 roku twórca ludowy pochodzący z Ostrów Tuszowskich, niemal przez całe życie zajmował się plecionkarstwem. Urodził się w 1934 roku i od najmłodszych lat wyplatał koszyki z korzenia sosny. Duże na owoce oraz grzyby i mniejsze „tacki na kosmetyki”, jak je sam nazywał. Z tymi wyrobami można go było spotkać na wydarzeniach organizowanych w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, podczas Prezentacji Twórczości Ludowej Lasowiaków i Rzeszowiaków, czy w trakcie Festiwalu Kultury Lasowiackiej. Bardzo staranne wykonanie, a przy tym tradycyjny, odtwarzany od czasów przedwojennych wzór, sprawiały, że jego kosze bardzo szybko znajdowały nabywców. Ludzie chętnie zamawiali je, by ozdobić dom, podarować komuś w prezencie, wysłać za granicę jako oryginalny i unikalny lokalny wyrób.
Tym rzemiosłem zajmowali się już jego dziadkowie, a także wielu sąsiadów rodziny Szwanenfeldów. Jak oceniał pan Wiktor, w całych Ostrowach mogło być takich rzemieślników najwyżej trzydziestu. Sprzyjało temu położenie Ostrów Tuszowskich w lasach Puszczy Sandomierskiej. W lesie pozyskiwano materiał na koszyki. z rodzicami na jarmark woził duże kosze, potrzebne przy gospodarce. Najlepsze, jego zdaniem, jarmarki były w Majdanie Królewskim. Odbywały się w poniedziałki. – Tam jeździliśmy z tymi koszykami. W tydzień ja, mama i tato, bo siostra nie wyplatała, mogliśmy ich przygotować czternaście. Ludzie kupowali koszyki na różne przeznaczenie. A to na ziarno do siewu, a to na kopanie ziemniaków. Bo dziś to już służą bardziej do celów dekoracyjnych. Wtedy więcej było na jarmarku koszyków z korzenia sosny. Korzeń sosny to nie byle wiklina. Jest wytrzymalszy. W dobrych rękach taki koszyczek może służyć człowiekowi całe życie, bo się nosi – opisywał twórca.
Plecionkarstwo było dla niego czymś więcej niż fachem, dającym możliwość zarobku. Do starości cieszył się dobrym zdrowiem. Twierdził, że przez całe swoje życie obywał się bez lekarzy i lekarstw. Był przekonany, że to zasługa pracy z korzeniami sosny, której żywica zawiera olejki eteryczne o leczniczych właściwościach. – Ludzie chodzą po lekarstwa do apteki, a ja do lasu – mówił, żałując, że dziś rzemiosło zanika i trudno o kontynuatorów. – Chętnie bym kogoś tego nauczył – mówił Wiktor Szwanenfeld. – Żeby ta tradycja nie zaginęła, aby trwała.