Po lasowiacku, czyli kreatywnie. Być jak garncarz z Medyni

Po lasowiacku, czyli kreatywnie. Być jak garncarz z Medyni

IV Festiwal Kultury Lasowiackiej w Ośrodku Garncarskim „Medynia” w Medyni Głogowskiej trwał aż trzy dni, od 25 do 27 lipca. Podczas warsztatów garncarskich dorośli i dzieci uczyli się toczenia naczyń na kole, lepienia gwizdków i malowania angobami. A potem były sobotnie pokazy, przysmaki i nauka lasowiackich tańców na drewnianej podłodze.

– Mój tato urodził się w Pogwizdowie i jako dziecko obcowałam z rzeczywistością glinianych pieców. Przyjeżdżaliśmy autobusem do dziadka. Wysiadaliśmy niedaleko. Tu obok, pod pocztą. Szliśmy drogą w dół. Wzdłuż niej wszędzie były piece. Sąsiedzi wypalali naczynia. Kiedy wyjechałam na studia do Krakowa, jak każdy młody człowiek wszystko, co się wiązało z cepelią, uważałam za obciach – wspomina Barbara Witek, architektka z Krakowa, i z uśmiechem przyznaje, że po dziadku to i ona Lasowiaczka.

Skończyła studia, dziadkowie już nie żyli. Odwiedziny na wsi nie były częste. Ale któregoś lata przyjechała na wakacje i spodobało jej się. Zaczęła zapraszać znajomych z Krakowa. Nawet dziś na warsztaty garncarskie organizowane w ramach IV Festiwalu Kultury Lasowiackiej zabrała ze sobą przyjaciółkę, również architektkę. Obie komplementują Ośrodek Garncarski „Medynia”.

– To jest takie miejsce, w którym chce się być. Połączenie tego, co lokalne, z tym, co światowe – mówi Barbara pochylona nad uformowaną już glinianą miseczką. – Pierwszy raz toczę na kole. Z pomocą, bo ręce są niestabilne, choć z gliną już pracowałam. Nie za sprawą tradycji rodzinnej, bo dziadek był kowalem. To zaczęło się niedawno, jakieś trzy lata temu. Poszliśmy do warsztatu Plizgów. Ja jak zawsze kupić siwaki, doniczki. Mąż kupił kawałek gliny. A że jest człowiekiem, który ze wszystkiego zrobi coś kapitalnego, to ulepił kilka główek, wypalił, potem zaczął z tego składać lalki. Ja tworzyłam rzeźby, ale pierwsze w ośrodku kultury w Nowej Hucie.

Magda Zawisza z Tarnowa, przyjaciółka Barbary tworzeniem z masy ceramicznej zajęła się wcześniej, traktując to jak odskocznię od pracy. W Medyni stworzyła obiekt, który może stać się ozdobą domu. Jest jednym z wielu jej dzieł.

– To się kłóci z ideą minimalizmu – przytakuje z uśmiechem. – Ale tworzę rzeczy, które mnie cieszą. Część rozdaję znajomym.

Na warsztatach w medyńskim ośrodku pracowali dorośli i dzieci. Kilkunastoosobowa grupa tworzyła z gliny najróżniejsze cudeńka pod okiem artystów, którzy pracują w ośrodku garncarskim, ale prowadzą także własne pracownie: Szymona Wala, Katarzyny Plizgi-Róg i Agnieszki Nawłoki.

– Jedni mniej doświadczeni, inni bardziej, próbowali stworzyć coś oryginalnego w masie ceramicznej medyńskiej, takiej tradycyjnej, wyrobionej przez garncarza Janusza Głowiaka – opisuje Szymon Wal. – Uczestnicy warsztatów pracowali na dwa sposobów. Toczyli na kole albo lepili ręcznie przy stołach. To nawiązuje do naszej tradycji, a więc właśnie naczyń toczonych na kole, a także rzeźby Władysławy Prucnal albo Emilii Chmiel. Inspiracją była nasza ekspozycja. Od jej zwiedzania rozpoczęły się warsztaty. Mieliśmy także pogadankę technologiczną, podczas której mogli się dowiedzieć, w jaki sposób twórca wykonał dane naczynia, uzyskał określony efekt. To była baza do pracy już przy stole.

W oczekiwaniu na jej efekty trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość.

– Proces tworzenia naczynia czy rzeźby z masy ceramicznej jest pracochłonny. Wytoczone albo ulepione przedmioty będą musiały teraz wyschnąć. Potrwa to co najmniej tydzień, zależnie od grubości naczyń. Szkliwienie i wypalenie naczyń zajmie dwa dni. Dopiero potem uczestnicy warsztatów zobaczą swoje prace w pełnej okazałości. Dokładny efekt szkliwienia trudno przewidzieć. Jest więc w tym oczekiwaniu coś radosnego, bo otwarcie pieca i wyjęcie z niego prac to niespodzianka – podsumowuje Szymon Wal.

A na niecierpliwych czekała jeszcze jedna nagroda – sobotnie pokazy, tańce, w tym nauka lasowiackiej tramelki i cebuli, oraz przysmaki.

IV Festiwal Kultury Lasowiackiej trwał od 6 do 28 lipca. Organizatorem był Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie i instytucje kultury w poszczególnych miejscach festiwalowych. Wydarzenie sfinansował Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego.

Tekst: Alina Bosak
Fotografie: Tadeusz Poźniak