W LESIE CHUSTY PRAŁA, W LESIE TAŃCOWAŁA

W LESIE CHUSTY PRAŁA, W LESIE TAŃCOWAŁA

To nic, że chata ciasna, a w izbie tłok – Lasowicy hulali „do upadu”. W szaleńczych polkach galopkach wirowali wyprostowani i pełni elegancji. Najlepsi nawet na pokrywie dzieży potrafili zatańczyć i nie spaść. – Kroków lasowiackiej galopki uczył mnie Władysław Pogoda – uśmiecha się Alicja Haszczak, wybitna choreograf, która dokumentowała tańce mieszkańców Puszczy Sandomierskiej. Z jej opracowań korzystają dziś zespoły, które mazurkę czy chelowioka tańczą podczas wędrującego przez Podkarpacie III Festiwalu Kultury Lasowiackiej.

– Zanim podjęłam badania tego regionu, opisane były tylko trzy tańce lasowiackie, które tańczono jeszcze przed wojną: lasowiak, polka hurra i cebula. Trzeba tu jednak dodać, że sama muzyka lasowiacka była w świecie muzycznym dostrzegana. Polscy kompozytorzy na jej podstawie tworzyli duże utwory – mówi Alicja Haszczak, która w książce „Tańce lasowiackie” opisała aż 22 tańce tego regionu. Jest także autorką książki o tańcach przeworskich, a to również obszar zamieszkiwany przez Lasowiaków.

Mówiąc o zauważanej przez wielkich muzyce lasowiackiej ma na myśli między innymi Witolda Lutosławskiego, który puszczańskie melodie wplótł do „Małej suity”, po tym jak na I Ogólnopolskim Festiwalu Zespołów Ludowych w Warszawie zobaczył zespół lasowiacki z Machowa, któremu do żywiołowego tańca przygrywał na fujarce Paweł Kalinka.

Po wojnie w całej Polsce zaczęło powstawać wiele zespołów ludowych, jak ten lasowiacki, który w Machowie stworzyła Maria Kozłowa. W Rzeszowie na czołową choreografkę wyrastała zaś Alicja Haszczak. Chcąc stworzyć repertuar dla Studenckiego Zespołu Pieśni i Tańca „Połoniny”, musiała zebrać informacje o regionalnych tańcach, które były wtedy skąpo albo słabo opisane.

– Do sięgnięcia właśnie po to, co charakterystyczne dla naszego regionu, zachęcał mnie poznański antropolog prof. Wojciech Burszta – wspomina choreografka. – On sam również swego czasu zawędrował do Lasowiaków. Zarejestrował m.in. muzykę znakomitej kapeli ludowej z Grębowa niedaleko Tarnobrzegu. Folklorem bardzo interesował się również Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie. Pracowała w nim instruktorka Stanisława Miąsik, dawna tancerka jednego z moich zespołów. To z nią jeździłam po lasowiackich wioskach. Często odwiedzałam także Kamień, gdzie zespół prowadziła moja uczennica. Tańczyli w nim ludzie z okolicznych wiosek, od których dużo na temat lasowiackich tańców się dowiedziałam.

W poszukiwaniu dawnych melodii, tekstów i kroków dotarła także do Stalowej Woli, Cholewianej Góry, Brzózy Stadnickiej, Nowego Nartu, Woli Zarczyckiej, Majdanu, Grębowa, Huciny, Staszówki, Krzywej Wsi, Łowiska i wielu innych miejsc. – Byłam też w Jeziórku, zanim zostało zajęte przez kopalnię siarki i potem zalane – wspomina Alicja Haszczak. W otoczonych lasem lasowiackich wioskach rozmawiała z ludźmi urodzonymi na początku XX wieku, a nawet starszymi. Jeden z jej informatorów przyszedł na świat w 1891 roku.

Dziś sama cieszy się wspaniałym wiekiem. Ma 94 lata, ale wciąż doskonale pamięta spotkanych wtedy muzykantów. Takich jak Barabasze z Grębowa. Kiedy tam trafiła, żyło już tylko dwóch z tej kapeli. 80-latek, do którego zapukała, leżał w łóżku. „Może by pan coś zagrał?”, zapytała. Ochoczo wstał. Wyjął skrzypce ze skrzyni. Były zepsute, z wywróconą duszą. – Na szczęście udało się pożyczyć instrument od drugiego z „Barabaszy” i ten dziadzio zaczął mi grać. Do dziś mam nagrania. Wśród nich piękny walc – wspomina Alicja Haszczak. – Niektóre tańce są powszechnie tańczone w całej Polsce. Do nich należy właśnie walc, a także: sztajer, oberek, tramelka i parę innych. Ale każda wieś tańczy po swojemu i do innej melodii, innej przyśpiewki.

Jest zatem w jej książce opisana tramla lasowska i kilka lasowskich polek, w tym: na przytacku i bez noge. Do tego charakterystyczne dla regionu: chodzony, cholewiok, dzikowiak, wolny z Łowiska czy mazurka lasowiacka, a także krakowiak. Ich opis w książce Alicja Haszczak poprzedza objaśnieniem: „Charakter tańców lasowiackich zbliżony jest do tańców centralnej Polski, a częściowo tylko do tańców Rzeszowiaków. Cechuje je wyprostowana postawa, elegancja ruchów, żywiołowe tempo. Większość tańców tańczona jest na całych stopach”.

– W Hucie Komorowskiej był wspaniały tancerz – Lepniewski. Prosty jak struna – podkreśla choreografka. – Pięknie tańczył, ślicznie śpiewał, potrafił grać. To on nauczył mnie tańca do śpiewki „W lesie chusty prała”.

Jak to leciało? „W lesie chusty prała, w lesie jej zagrali, w lesie tańcowała…” – To taniec dwuczęściowy. Ciekawy, tańczony głównie w okolicach Kolbuszowej, Mielca, Tarnobrzega. Pierwsza część wolna, w drugiej bardzo dynamiczne obroty po linii koła. Grał go i Władysław Pogoda, który był moim informatorem muzycznym. Nieraz do niego dzwoniłam, do telefonu grał mi na skrzypcach. Jego specjalnością były jednak galopki. Grał je pięknie i opowiadał, jak były tańczone. Nawet ze mną tańczył. Galopka zaczynała się obrotami w lewo. Charakterystyczną cechą tego tańca są akcenty i naskoki na obie nogi. To jest dosyć trudne. Lasowiacy w trakcie obrotu wysuwają nogę w przód. Nikt tak nie tańczy, tylko oni – zauważa Alicja Haszczak.

Z kolei informacje o tańcach z okolic Przeworska pomógł Alicji Haszczak zebrać Jan Jakielaszek z Gaci. – Wspaniały muzyk. Skrzypek. Już jako 10-latek grał ze swoim dziadkiem na weselach. Dokładnie pamiętał, co i jak się tańczyło. Wiadomości od niego pozwoliły mi napisać książkę o tańcach przeworskich – wspomina Alicja Haszczak.

Na terenach puszczańskich grało się i tańczyło także krakowiaki. Ale zupełnie inaczej niż pod Krakowem. Grupa stała w kącie. Jedna para wychodziła do przodu, do muzyki. Tancerz śpiewał przyśpiewkę, a potem szedł tanecznym krokiem po kole na koniec grupy, wtedy podchodziła następna para, by zaśpiewać. Na końcu wszyscy tańczyli wkoło.

– To także jedyny region w Polsce, gdzie tańczyło się mazurkę – krokiem mazurkowym, ale znów nieco odmiennie. Cechą charakterystyczną był sposób ujęcia rąk. Tancerze wirowali mocno przytuleni do siebie, bo w izbie wypełnionej parami było ciasno – mówi choreografka.

Tańczono głównie na weselach, ale i przy różnych innych okazjach, wieczorami. Przy skubaniu pierza, przy przędzeniu lnu czy wełny. Schodziły się kobiety, a potem dołączali do nich mężczyźni i „muzyki”. Ale od „wyhulania się” było wesele. Trwało kilka dni.

– Latem zbijano podłogę z desek przed chałupą i zabawa odbywała się na wolnym powietrzu. Wkoło na ławach i stołkach siadali starsi ludzie i przyglądali się. Zwyczaj był też taki, że dziewczyna nie szła na potańcówkę sama. Zawsze szła z nią babcia albo ciotka. Przyglądały się i czuwały, co się dzieje w czasie tańca. Zabawy obwarowane były też innymi obyczajami. Jeśli dziewczyna chciała potańczyć, a nie miała przyzwoitki, stawała w sieni chałupy, gdzie odbywała się zabawa i sama nie miała odwagi wejść do izby. To chłopak wychodził, wciągał ją do izby, niby na siłę, dziewczyna się niby opierała, ale tylko na pokaz, bo przecież tańczyć chciała – uśmiecha się Alicja Haszczak.

To także mężczyzna błyszczał pokrzykiwaniem i przytupami w tańcu. Kiedy z nagła zatrzymał szaleńcze obroty, wyrzucając rękę w górę, wszyscy wiedzieli, że teraz coś zaśpiewa.

– Dzięki pani Alicji wiele tańców, jak cebula, cholewiok i wiele, wiele innych zostało dokładnie opisanych i służą współczesnym choreografom. Jest wiele zespołów, które specjalizują się w tańcach lasowiackich – zauważa Damian Drąg, dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie. – Możemy to stwierdzić podczas organizowanego przez nas od prawie 40 lat Ogólnopolskiego Konkursu Tradycyjnego Tańca Ludowego, podczas którego nie tylko oceniamy prezentacje, ale również dokumentujemy występy tancerzy. Robimy to od wielu lat, a archiwalne nagrania są podstawą wielu naukowych opracowań, wykorzystują je także twórcy filmów dokumentalnych. W ten sposób zachowane zostały także tańce obrzędowe, np. związane z zakończeniem okresu zapustnego, wielodniowymi weselami.

Podczas takich konkursów eksperci oceniają układy choreograficzne grup tanecznych, autentyczność prezentowanych tańców, technikę wykonania. Tak też będzie podczas I Konkursu Lasowiackiego Tańca Tradycyjnego w Nowej Dębie, do której już w niedzielę 16 lipca zawędruje III Festiwal Kultury Lasowiackiej. Impreza nosi tytuł „Na odwyrtkę – tańce lasowiackie z przytupem”, a w programie nie tylko konkurs, ale i pozakonkursowa polka galopka w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca „Rochy”, widowisko „Wesele lasowiackie – oczepinowe tańce” w wykonaniu Zespołu Ludowego „Cyganianki” i Kapeli Ludowej „Lasowiacy”, a na koniec lasowiacka potańcówka. Do upadu!

Alina Bosak

Artykuł po raz pierwszy ukazał się na biznesistyl.pl

fot. T. Poźniak. D. Matuła, K. Ząbik